18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mój Racibórz - wspomnienia słuchaczy Uniwersytetu III Wieku - Teresa Pawłowska

Aleksander Król
O ślizganiu się na butach w parku na Bema i życiu towarzyskim, które kwitło w powojennym Raciborzu, mówi Teresa Pawłowska, była pielęgniarka i nauczycielka ze szkoły na Warszawskiej, studentka Uniwersytetu III Wieku w Raciborzu.

Niedawno obchodziła Pani wspaniały jubileusz - rocznicę 80 urodzin. W Raciborzu Teresę Pawłowską zna wiele osób. Ale nie wszystkie te lata spędziła Pani w mieście nad Odrą. Przyjechała tu Pani ze Wschodu…
Na początku nie przyznawałam się do tego, że wróciłam do Polski z Sybiru. Za takie wyznanie drugi raz można było ta trafić. A urodziłam się w Włodzimierzu Wołyńskim. Dziś to Ukraina. Pamiętam, jak w 1939 roku, mając 7 lat, miałam iść do szkoły. Bardzo się cieszyłam, ale wybuchła wojna. Pamiętam też, jak przyjechali pod nasz dom na saniach i kazali się pakować. Była sroga zima. Malutki braciszek owinięty w pierzynie. Potem trzy tygodnie spędziliśmy w bydlęcych wagonach, w drodze na Syberię. Koszmar.

Zaraz po wojnie trafiła Pani do Raciborza?
Nie od razu. Najpierw był Hrubieszów, do którego ściągnął nas wujek, do którego napisałam list - po polsku, ale 39 błędów zrobiłam. Bez koszuli, bez niczego, boso do tej Polski jechaliśmy. W Hrubieszowie poszłam do szkoły - miałam 14 lat i nie wiedzieli, co ze mną zrobić. Do pierwszej klasy posłać? Do ruskiej też chodziłam, obowiązkowo, bo chcieli nas zrusyfikować, ale to było co innego. W końcu uznali, że mam iść do 4 klasy, a po dwóch tygodniach do 5 klasy przenieśli. Ale ambitna byłam, dałam radę. Po 6 klasie prosto do gimnazjum krawieckiego poszłam, a po skończeniu tej szkoły postanowiłam, że zostanę pielęgniarką. Moja profesorka załatwiła mi szkołę w Bydgoszczy, którą ukończyłam mimo gruźlicy. Dzięki ludzkiej życzliwości. Skierowano mnie do sanatorium koło Łodzi, żebym tam praktykę odbyła. Ja się tam kurowałam, ale zaliczono mi przy okazji praktyki. Po ukończeniu szkoły musiałam stypendium odrobić i dostałam nakaz pracy. Miałam do wyboru: Koźle, Knurów albo Racibórz. Ja mówiłam - jak ja napiszę w liście do Hrubieszowa ten "Knurów". Jakoś to brzmiało nie tak. Wybrałam Racibórz - ze względu na nazwę Racibórz.

Jak wówczas wyglądało miasto?
To był 1952 rok. Rozpoczęło się bardzo śmiesznie. Z Katowic jechałam tu pociągiem. Jadę godzinę, dwie, trzy i ciągle nie ma. W końcu jest - Markowice Racborskie! Ja cap zaraz walizkę i wysiadam. Następny pociąg był za 3 godziny. A mnie tak śpieszyło się do tego miasta. W końcu wysiadłam na dworcu. Same ruiny tu były. Pusto. Pytam kogoś, gdzie to centrum miasta jest i słyszę "dziecko to jest centrum". Do szpitala chciałam się dostać i ktoś mnie pokierował na Bema. Byłam pierwszą dyplomowaną pielęgniarką w Raciborzu.

Potrafiła się Pani porozumieć? Nie wszędzie mówiono jeszcze po polsku.
Byłam cennym nabytkiem - językiem polskim dobrze władająca - bo tutaj jeszcze bardzo źle po polsku rozmawiali. Ja szybko się śląskiego uczyłam. Ile było śmiechu. Raz dziecko mi mówi: "siostro lulać mi się chce" - więc ja je kładę i głaszczę a ono w końcu "nalulało do łóżka, bo siusiać chciało, a nie spać. W szpitalu wszystkie szczeble przeszłam. Na chirurgii pracowałam, na ginekologii, przełożoną byłam.
Byłam także nauczycielką w szkole pielęgniarskiej na Warszawskiej. Pamiętam, jak urządzaliśmy białe niedziele i jechaliśmy na wieś - do Brzezia, albo Markowic dzieci badać.

Gdzie młodzi ludzie bawili się w latach 50 i 60 w Raciborzu?
Nie było żadnych kawiarń. Naszą rozrywką było ślizganie się na stawie w parku na butach. Z młodymi lekarzami chodziliśmy do parku przy Bema. Łyżew nikt nie miał. Była tu taka przystań - w lato kajaki się wypożyczało. A w zimie każdy się ślizgał. Bo do kina Bałtyk można było pójść, ale bilety były drogie.
Potem powstały kawiarnie. Na ulicach pachniało , bo mielono kawę w młynkach..

Życie towarzyskie kwitło...
W zakładach pracy urządzano piękne bale, u nas w szpitalu. i szkołach. Bawiliśmy się dużo. Mojej dzieci nie mają tego ani w części. Jak zaczęliśmy w Sylwestra, to do śledzia się bawili. I z kreacją na wieczór nie było problemu. Każdą kieckę przerabiałam z 3 razy. Mój mąż miał garnitur granatowy w paseczki i żeby wyglądało, że ma nowy, to my te paski wyciągali - igłą przez dwa tygodnie. Pamiętam, że jak w szkole pracowałam, na Dzień Dziecka postanowiliśmy zaprosić cygańskie dzieci.
Na rogu Opawskiej i Ogrodowej, stały budynki parterowe, w których mieszkali Cyganie. Oni się zajmowali bieleniem kotłów w Rafako - dobrze zarabiali, nie byli biedni, ale dzieci żebrały po kościołach, właziły na kolana - bezczelne takie były - "daj pani, daj pani" - mówiły. I ja raz poszłam do króla Cyganów, żeby mu przedstawić nasze zamiary. Byłam oczarowana bogactwem wnętrz - poduchy dywany, wszędzie kryształy, czyściutko.
1 czerwca przyszłam po dzieci i co zastałam?- Chyba ich z setka była. Wszyscy wystrojeni. Nie spodziewaliśmy się tak wielkiej grupy - mieliśmy kakao, pączki, ale trzeba było na miasto jeszcze po coś lecieć. Wspaniale to wówczas wyszło.

Gdzie pani mieszkała?
Początkowo na terenie szpitala.
Potem dosłałam mieszkanko dzięki dyrektorowi na Miechowskiej - taką obdartą ruderę. Ale marzyłam o tym, by zamieszkać na Sienkiewicza. Tu po bombardowaniu w czasie wojny w ciągu kamienic była taka wyrwa. Marzyłam, by ten brakujący budynek wybudowali, taki z balkonem. Mąż, Emil Pawłowski był wówczas kierownikiem wydziału gospodarki komunalnej (to on zlikwidował cmentarz za szpitalem na Bema i zrobił tam park), ale nie należał do takich, co się potrafią łokciami rozbijać. Pamiętam, że gdy byłam w ciąży z Ewą w 1957 roku to mieszkanie na Sienkiewicza już było gotowe. Repatrianci bardzo dużo dostawali. Wszystko było rozdzielone. Ale raz podczas lekcji sekretarka mówi do mnie Reniu mąż dzwoni, chodź. Poprosił, bym przyszła na Sienkiewicza. Biegłam z Warszawskiej. Z daleka zobaczyłam męża na tym balkonie. Mieszkanie miał dostać repatriant, ale nie był zadowolony i włamał się do innego. Za karę mu je zabrano.

Kolejny wywiad - wspomnienie Raciborza sprzed lat, w piątek 20 kwietnia w tygodniku Racibórz Dziennika Zachodniego!
Dołącz do nas na Facebooku!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto