Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Markowiak: pokazałem SB gest Kozakiewicza

Aleksander Król
Rozmowa z Andrzejem Markowiakiem, byłym wiceministrem środowiska, posłem i prezydentem Raciborza

* Sąd Apelacyjny w Katowicach uznał właśnie za zgodne z prawdą Pana oświadczenie lustracyjne, podtrzymując wcześniejsze orzeczenie Sądu Okręgowego w Gliwicach. Uznano, że nie współpracował Pan ze Służbą Bezpieczeństwa. Wyrok jest prawomocny. W końcu może Pan spać spokojnie?

Ulżyło, choć z drugiej strony w moim kraju człowiek nigdy nie może być niczego pewien. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby IPN złożył skargę kasacyjną. Ta szkodliwa instytucja działa jak współczesna inkwizycja - nie poszukuje prawdy tylko ofiar. Mój przypadek jest tego dowodem .

* Ale nie zaprzeczy Pan, że TW "Doktor" w dokumentach Instytutu Pamięci Narodowej to właśnie Andrzej Markowiak?

Taki pseudonim nadał mi funkcjonariusz SB, gdy w 1983 r. w czasie aresztowania, podpisałem zobowiązanie do współpracy. Nigdy tego faktu nie ukrywałem. Na nikogo jednak nie donosiłem, bo po trzech miesiącach od zobowiązania , zanim SB zdążyła powierzyć mi jakiekolwiek zadania, odmówiłem współpracy.

* Załóżmy, że możemy cofnąć się w czasie. Gdyby jeszcze raz podłożono papier i długopis. Podpisałby Pan zobowiązanie?

Oczywiście, że tak. Dzisiaj w 2011 r. wybór wydaje się prosty ,ale wtedy wybierałem między dżumą, a cholerą. Był jeszcze stan wojenny. Zostałem aresztowany w dniu i w godzinie, gdy papież Jan Paweł II lądował na Okęciu w Warszawie . To nie był zwykły dzień. Myślałem intensywnie, co się takiego stało, że zgarnęli mnie właśnie w takim momencie. Byłem prawie pewien, że z powodu pieniędzy mojej zakładowej Solidarności , które "wyprowadziłem" w styczniu 1982 r., zapobiegając ich zabraniu przez władze. Pracowałem wówczas w Kolejowych Zakładach Maszyn i Sprzętu Drogowego w Raciborzu. To co - miałem dać się trzymać w rękach SB ryzykując, że sprawy pieniędzy mogą wyjść na jaw? Wtedy za akcję ich "wyprowadzenia", z zaplombowanej przez władze wojskowe siedziby komisji zakładowej, parę osób, w tym dyrektor mojego zakładu, poszłoby na kilka lat do więzienia. Uznałem, że skoro jedyną drogą wyjścia z aresztu jest podpisanie zobowiązania, to je podpiszę oczywiście bez zamiaru jego wykonania. Dzięki życzliwej pomocy kilku osób w tym nieodżałowanego śp. księdza Stefana Pieczki, po zabezpieczeniu śladów i zabezpieczeniu osób i pieniędzy, mogłem SB pokazać przysłowiowy gest Kozakiewicza.
Dzisiaj w wolnej Polsce wszystko wydaje się proste, ale gdy żegnałem się z zapłakana żoną i trójką zdezorientowanych dzieci, to wszystko wyglądało inaczej. Pierwszy raz zabrano mnie z domu 13 grudnia 1981 roku. To, że podpisałem zobowiązanie, nie znaczy , że się z niego wywiązałem. Na moje szczęście prawo dokładnie zdefiniowało, czym jest współpraca ze służbami PRL-u i nie wystarczy podpisać zobowiązania, czy być zarejestrowany jako tajny współpracownik, ale trzeba dostarczać SB przydatne jej do pracy operacyjnej informacje. Ja tego nie robiłem. Natomiast według definicji współpracy stosowanej przez IPN - to nawet przymusowych robotników wywiezionych do III Rzeszy, trzeba by było oskarżyć o współpracę z hitlerowskimi Niemcami . To kompletny absurd!

* Ale podpisanie zobowiązania odbiło się czkawką po latach. Z dnia na dzień stracił Pan wszystko, posadę w ministerstwie, dobre imię w Raciborzu, spokój…

Na szczęście nie wszystko.
Gdy z perspektywy czasu patrzę na to co się stało, to dochodzę do wniosku, że Pan Bóg, gdy chce kogoś przestawić na właściwy tor, musi go mocno kopnąć w tyłek. Boli jak cholera, ale potem okazuje się, że wszystko dobrze się układa. Owszem, trzy i pół roku życia poszło. Najbardziej przeżyła to rodzina. Żona pracuje w liceum, jej także było bardzo ciężko. Ale w takich sytuacjach sprawdza się stare porzekadło, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Nie wszyscy się odwrócili.

* Wróci Pan do polityki?

A do czego miałbym wracać? Ja do takiej, jaka jest obecnie w Polsce, polityki się nie nadaję, bo mam swoje zasady. Dziś w PO stawiają raczej na efektownych zdrajców, a nie na ludzi mojego pokroju. Kiedyś przed wyborami parlamentarnymi Donald Tusk na swoim bilboardzie miał hasło - "człowiek z zasadami" , ja wtedy zrobiłem inny bilboard - dopisałem: "faceci z zasadami". Po czasie okazało się, że te zasady mamy trochę inne.

Obecnie pracuję w Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej w Gliwicach i mam tu parę spraw do skończenia, m.in. przeprowadzenie modernizacji Kanału Gliwickiego.

* Jak wspominasz prezydenturę Markowiaka? Czekamy na Wasze komentarze! Najciekawsze opublikujemy w piątek w Dzienniku Zachodnim. Czytaj w PIĄTEK (3.06) Dziennik Zachodni!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto