Zdarza się, że ktoś próbuje urwać nam guzik z munduru i wziąć sobie na szczęście. Jednej pani się udało, ale zwykle nie rozdajemy tych "amuletów". Guzików musi być dokładnie trzynaście! - mówi Marcin Sobota, mistrz kominiarski z Raciborza. Na dachy bloków i kamienic naszego miasta wdrapuje się od jedenastu lat. Kominiarzem został przez… swoją żonę.
- Uczyłem się za mechanika samochodowego, po szkole pracowałem już w warsztacie. Ale poznałem Michalinę, a jej ojciec jest kominiarzem. Józef Liszka ma dwie córki, ale nie miał syna, który mógłby pójść w jego ślady. Dlatego fachu nauczył się zięć - mówi Marcin Sobota. Nie żałuje, że nie naprawia samochodów. W końcu nie każdy na co dzień słyszy, że przynosi szczęście. - Bardzo często mieszkańcy mówią nam, że po naszej wizycie coś im się udało. Chyba coś w tym jest - śmieje się Marcin Sobota.
Od jedenastu lat szczęście raciborzanom przynosi też Piotr Wranik, mistrz kominiarski, który przejął fach po swoim ojcu Adolfie, a teraz czyści kominy razem ze swoim siostrzeńcem Grzegorzem Wiechą. - Przez dziesięć lat szukałem pomocnika, bo nikt nie garnie się do tej pracy. W końcu zdecydował się siostrzeniec - mówi Piotr Wranik. Grzegorz, tak jak jego wujek, może już zakładać szapoklak, czyli charakterystyczny składany cylinder, bo zdał już egzaminy i został czeladnikiem. Bo uczniom wolno nosić tylko czarny ceplik. Ale Piotr Wranik też nie marzył o tym, by zostać kominiarzem.
- Uczyłem się w technikum budowlanym, myślałem, że będę jakimś projektantem, ale w końcu zacząłem z ojcem wychodzić na dachy. Pamiętam pierwszy raz, gdy spojrzałem z góry na Racibórz. Byłem pod wrażeniem - wspomina Piotr Wranik.
Praca przynosi mu sporo satysfakcji, choć jak mówi - to "brudna robota". - Trzeba często prać mundur, bo po kilku dniach, gdy go zakładamy już jesteśmy brudni. Czasem ludzie się śmieją i mówią, że chyba nosimy ze sobą wiaderko z sadzą, żeby wyglądało, że od świtu czyścimy kominy - mówi z uśmiechem Piotr Wranik. Kominiarzy cieszy, gdy ludzie widząc ich łapią się za guziki. Czy przyniósł komuś szczęście? - Mam nadzieję, a już na pewno nie przyniosłem nikomu pecha - śmieje się Wranik.
Niestety dobry wizerunek kominiarzy próbują czasem wykorzystać oszuści, którzy pukają do drzwi i sprzedają kalendarze, mówiąc, że są od Wranika albo Liszki. - Niech sobie sprzedają, co chcą, ale niech się pod nas nie podszywają - mówi Wranik.
Kominiarze pracują przez cały rok, ale teraz, w zimie mają najwięcej pracy. Przed świętami jeżdżą od domu do domu, wchodzą na dachy i przynoszą raciborzanom szczęście.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?