Godzina 2. Cicho. Takiej ciszy nie znamy w Raciborzu, a nawet w najmniejszych wsiach naszej ziemi. O tej porze ptactwo Łężczoka jeszcze nie hałasuje, w gniazdach wszystko jeszcze śpi, a Jan Miensopust, ostatni rybak Raciborszczyzny, już zrywa się z łóżka. Wszak zbliżają się święta, a karp na wigilijnym stole to stara jak świat tradycja.
Dom Jana ukryty jest gdzieś między drzewami w rezerwacie, z dala od osad ludzkich. W odwiedziny częściej wpadają dziki niż ludzie. Ale Janowi to nie przeszkadza. Postawny, silny mężczyzna, jest gospodarzem na Łężczoku.
To on razem z kolegami wiosną wpuszcza do stawów maleńkie jak palec rybki, by w Boże Narodzenie w każdym raciborskim domu pachniało smażonym karpiem. - Robię to od 29 lat. Cieszę się, że moja robota sprawia ludziom przyjemność, że święta w wielu domach są udane - mówi skromnie mężczyzna.
W tym roku ze stawów Łężczoka na wigilijne stoły trafi 30 ton karpi. Ryb nie zabraknie. Ale nie zawsze tak było.
- W czasach PRL-u ryb brakowało. Po karpia, tak jak po mięso, ustawiały się kolejki. Na nie też były kartki. Centrala Rybna rozdzielała ryby do zakładów. Nie było tak, jak dzisiaj, że każdy mógł przyjechać do naszych magazynów i kupić sobie rybkę - mówi Miensopust.
Teraz on i jego koledzy z gospodarstwa rybackiego pracują od godziny trzeciej do późnego wieczora. Już o trzeciej trzeba spuścić ryby do tzw. płuczki i załadować na przyczepę, bo supermarkety z rana muszą mieć świeżą rybkę. Potem całą operację trzeba powtórzyć kilkakrotnie. - Kiedyś więcej rzeczy trzeba było robić ręcznie, teraz jest trochę łatwiej - przyznaje Miensopust, ostatni rybak Raciborszczyzny.
Zdjęcia: A.Król
Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?