Starsi pamiętają niemieckie nazwy [ZDJĘCIA]

Jesteśmy u siebie. Wszędzie tłumaczą, że trzeba pielęgnować tradycje, a jak już się pielęgnuje, wraca do korzeni to zaczyna się gadać - mówiła nam Brygida Abrahamczyk, przewodnicząca Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców Województwa Śląskiego z Krzanowic, gdy pytaliśmy ją o dwujęzyczne tablice, jakie lada dzień mają pojawić się na rogatkach wszystkich miejscowości w gminie Krzanowice. Już wtedy spodziewała się, że sprawa wywoła emocje. I tak się stało.

Po naszym artykule, który został opublikowany w poniedziałek w głównym wydaniu Dziennika Zachodniego, w redakcji rozdzwoniły się telefony.

- Pamiętam, jak w 2008 roku założono dwujęzyczne tablice w Łubowicach (red. to była pierwsza miejscowość w województwie śląskim, gdzie pojawiły się takie niemieckie znaki). Zamontowano je w ten sposób, że u góry był niemiecki napis: "Lubowitz", a dopiero na dole "Łubowice". Dopiero potem to zamieniali, bo ktoś pewnie zwrócił uwagę, że coś jest nie tak. A jak będzie w Krzanowicach? - pytał Ludwik Patas.

Inni chwalili determinację mniejszości i władz Krzanowic, które w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji zdobyły zgodę na montaż tablic w całej gminie. - Tak powinno być - pisał na naszym profilu na facebooku Pan Mirosław.

W DFK uzasadniają, że to powrót do korzeni. - To nasza autentyczna historia. Na tabliczkach nie będzie nazwy "Krandstad" (red. ustawa o mniejszościach nie dopuszcza stosowania nazw, które wprowadzono za Trzeciej Rzeszy) tylko wcześniejsze "Kranowitz" - mówi Brygida Abrahamczyk.

Z tym argumentem trudno się nie zgodzić patrząc na przedwojenne fotografie. Nazwy poszczególnych miejscowości, Bojanow, Borutin, Kranowitz, Klein Peterwitz oraz Woinowitz, które najpóźniej od 20 listopada będziemy obserwować, wjeżdżając do gminy Krzanowice były już na starych kartkach.