Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rosję przejechał w Raciborzu spotkał dziewczynę z dzieciństwa

Aleksander Król
Niezwykła historia Józefa Czerepoka z Raciborza
Niezwykła historia Józefa Czerepoka z Raciborza Archiwum rodzinne
Czasem szukamy szczęścia po świecie, a to jest naprawdę blisko. Bo jak się okazuje można całą Rosję przejechać, mosty w Syberii budować, by w końcu w Raciborzu, mieście oddalonym o tysiące kilometrów od rodzinnego miasteczka, spotkać dziewczynę z dzieciństwa, i wziąć z nią ślub. Posłuchajcie opowieści Józefa Czerepoka, raciborzanina, który urodził się w dalekim Porozowie, kiedyś polskim, a dziś w granicach Białorusi.

Miałem w świat iść...
Brata starszego ojciec nauczył garnki robić, a mnie zabronili. Całą technologię znam, jak się je wypala i tak dalej. Ale nie pozwolili mi usiąść, wziąć do ręki gliny i garnki lepić. Ja miałem iść w świat. Miałem się uczyć i iść w świat - wspomina Józef Czerepok, raciborzanin urodzony w dalekim Porozowie (kiedyś Polska, a obecnie Białoruś). To u niego na działce rosną przepiękne róże, to jego działka spodobała się najbardziej naszym Czytelnikom i internautom, ale nie o tym będzie ta historia.

Raczej o tym, że czasem szukamy szczęścia po świecie, a to jest naprawdę blisko.
Bo jak się okazuje można całą Rosję przejechać, mosty w Syberii budować, by w końcu w Raciborzu, mieście oddalonym o tysiące kilometrów od rodzinnego miasteczka, spotkać dziewczynę z dzieciństwa, i wziąć z nią ślub.
Posłuchajcie opowieści Józefa Czerepoka.

Sprzedać konia i boso do kołchozu iść?

- Ukończyłem szkołę średnią w 1955 roku i co miałem dalej robić? Kto to wiedział? Pasłem krowy i owce, i konie były. Nie było tak, jak teraz - telewizja, internet. A Radio? To była taka patelnia czarna z papieru. Więcej trzeszczało niż grało. Propagandę przez radio siali. Nie wiadomo było gdzie iść, na uczelnię? Ale na to trzeba było mieć pieniądze. A z czego? Z kołchozu? - uśmiecha się do swoich wspomnień pan Józef.

Opowiada, jak w 1949 roku Rosjanie przyjechali do miasteczka, by zrobić z niego kołchoz (red. kołchozy powstawały w ZSRR w wyniku zwykle przymusowego przejęcia ziemi od indywidualnych rolników na rzecz państwa). - Pamiętam, jak ojciec chciał sprzedać konia, by nie iść do kołchozu. A brat się sprzeciwiał i mówił, że wyprzedamy wszystko, a oni znowu podniosą podatki i do kołchozu wezmą. Że goli i bosi tam pójdziemy - wspomina pan Józef.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Na Ural do parowozów
W końcu zdecydował, że po szkole średniej, pójdzie do technikum kolejowego w Grodnie, na 2,5 roku, dzięki czemu zostanie pomocnikiem maszynisty. - Po dwóch latach nauki wyjechaliśmy na 3-miesięczną praktykę na Łotwę do Daugavpils, do zakładów remontowych parowozów. Pracując na parowozie zarobiłem pieniądze i kupiłem pierwszy w życiu zegarek "Pabieda" - wspomina z uśmiechem.

- Po ukończeniu technikum wysłali nas na Ural, do pracy na kolei dyrekcji Ufa. W sumie 20 osób pojechało. Rozdzielili nas do czterech parowozowni. Mi przypadło do Uljanowska, tam gdzie urodził się Lenin. Niestety na komisji lekarskiej ujawnili, że mam słaby wzrok i nie nadaję się do pracy na parowozie. Mogę jedynie przy naprawie parowozów pracować - wspomina.

Za brata mogę posiedzieć

Potem przyszedł rok 1959 i zaczęli brać do wojska. - Pamiętam, jak pojechałem do domu po rzeczy. Akurat brat miał się żenić. Tu wesele, a mnie do wojska biorą. Pomyślałem - mam jednego brata i nie będę na weselu? W domu mówili - jedź, bo cię posadzą, a ja, że "za brata mogę posiedzieć". Wysłali w końcu zaświadczenie, że na grypę zachorowałem i byłem na tym weselu - wspomina z uśmiechem i dodaje, że jak przyjechał po kilku dniach na pobór, już go nie chcieli, bo był przeznaczony do szkoły. - Musiałem czekać na nowy przydział - dodaje.
Po roku został znów powołany i skierowany do szkoły radiotelegrafistów wojsk kolejowych do Stalingradu. - Szkoła trwała rok, udzielałem się w pracach zespołów artystycznych szkoły i pułku, śpiewałem w chórach i kwartecie. W wojsku ponad 60 koncertów w ciągu roku daliśmy. Dwa razy na święta brałem udział w paradzie zwycięstwa na placu w Stalingradzie - wspomina.


Czekamy na Ciebie!
POLUB NAS NA FACEBOOKU

Kilometrowy most przez jezioro w cztery dni zbudowali
Józef Czerepok brał udział w tajnych manewrach na poligonie Gorkij. - Zgromadzono w tajdze pięć pułków kolejowych. Chcieli pobić rekord świata w szybkości budowania mostu kolejowego przez jezioro. My zabezpieczaliśmy łączność. Ja byłem przy generale z radiostacją. W nocy był sygnał, zaczęło się. Cztery dni ten most robili - w sumie kilometr . W jezioro pale wbijali na 20 metrów głębokie. Jak most był gotowy najpierw przepuści sam parowóz. Potem z paroma wagonami, a potem cały pociąg przejechał. Tak ćwiczyli na wypadek wojny. Pobili rekord świata w budowie mostu! Po wszystkim ten most rozebrali - wspomina Czerepok.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Grupowy wyjazd do zagospodarowania Syberii
Potem już za czasów studiów na Politechnice, Czerepok, razem z innymi studentami budował kolej na Syberii. - Od 1965 roku organizowano dla studentów grupowe wyjazdy wakacyjne do pracy przy zagospodarowaniu Syberii. Wyjechałem z grupą 300 osób do północnej części obwodu Tiumeń, na odcinek budowy kolei Iwdel-Ob. Budowaliśmy domy z drewna, zbiorniki przeciwpożarowe. Na wyjeździe zarobiłem 600 rubli, z czym pewniej można było kontynuować naukę - wspomina Czerepok. Dodaje, że w trakcie wyjazdu utworzył zespół, który dał świetny koncert.

W Raciborzu spotkał dziewczynę z dzieciństwa
Odbywając praktykę w Fabryce Budowy Lokomotyw Spalinowych w Ługańsku, Czerepok spotkał Polaków, którzy obiecali mu pomóc załatwić wyjazd do Polski.

- W 1969 roku przyjechałem do Raciborza.Tu było kilka rodzin z rodzinnego Porozowa. Tu znalazłem pracę - nie na kolei, a w biurze projektowym Raciborskiej Fabryki Kotłów Rafako - mówi. - Tu spotkałem Danutę. Pracowała w kadrach. Znaliśmy się z dzieciństwa! Okazało się, że tu w Raciborzu spotkałem dziewczynę, z naszej miejscowości! Okazało się, że nie trzeba było daleko szukać, żeby się ożenić - śmieje się Czerepok. - Danka razem z rodziną wyjechała do Polski w 1958 roku, a ja zostałem tam. Nie mieliśmy kontaktu przez te wszystkie lata i nagle się spotykamy. Setki kilometrów od rodzinnego miasteczka - mówi.


Czekamy na Ciebie!
POLUB NAS NA FACEBOOKU

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto