MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pobiegł i zwyciężył

iza salamon
Nie ma znaczenia, czy masz pięćdziesiąt lat czy dwadzieścia, czy jesteś robotnikiem, czy też dyrektorem. W maratonie wszyscy są sobie równi. W swoich kategoriach biegną obok siebie młodzi i starzy, grubi i chudzi, ...

Nie ma znaczenia, czy masz pięćdziesiąt lat czy dwadzieścia, czy jesteś robotnikiem, czy też dyrektorem. W maratonie wszyscy są sobie równi. W swoich kategoriach biegną obok siebie młodzi i starzy, grubi i chudzi, zdrowi i niepełnosprawni na wózkach inwalidzkich.
- To niesamowite przeżycie, kiedy razem z tobą biegnie trzydzieści tysięcy ludzi z całego świata i wszyscy cię pozdrawiają. A kiedy tracisz siły, poklepują po plecach i dodają otuchy, że jeszcze trochę i na pewno dasz radę - opowiada Wojciech Niedziałkowski z Nędzy, który właśnie wrócił z maratonu w Rzymie.

Rowerem po Rzymie

Jest to już jego kolejny taki wyczyn. Do tej pory uczestniczył w podobnych biegach w Wiedniu, Budapeszcie, Lubljanie i Paryżu. Ciągle marzy o tym, aby zaliczyć wszystkie największe maratony świata. Do Rzymu pojechał z grupą podobnych zapaleńców z okolic Raciborza i z Rybnika. W stolicy Włoch polscy biegacze przebywali pięć dni. - Pojechaliśmy nieco wcześniej, żeby przy okazji zwiedzić Wieczne Miasto - wspomina Wojtek. Dodaje, że na wszelki wypadek zabrali ze sobą rowery i rolki. Jak się okazało, by to dobry pomysł, gdyż w tym czasie Włochy sparaliżował akurat strajk generalny. Nie kursowały ani pociągi, ani autobusy. - My na szczęście byliśmy niezależni od publicznej komunikacji, bo zwiedzaliśmy Rzym na dwóch kółkach - opowiada maratończyk z Nędzy. Wylicza, że na rowerach przejechali od zabytku do zabytku w sumie około... dwustu kilometrów.

- Pozostały nam niesamowite wrażenia i wspomnienia z tej wycieczki - dodaje. - Po raz pierwszy przekonałem się na przykład, co oznacza określenie korzenie chrześcijaństwa. Niemal na każdej rzymskiej ulicy jest coś, co powstało dwa tysiące lat temu. Nigdy nie zapomnę tych cudownych miejsc - zapewnia Wojtek. Biegacze wystartowali w jedną z marcowych niedziel spod ruin Colloseum. Był to dziesiąty, jubileuszowy maraton organizowany w Rzymie.
- Wszystko poszło dobrze, na trasie nie mieliśmy żadnych niespodzianek - wspomina maratończyk z Nędzy. Bez problemów pokonał przepisowy dystans 42 kilometrów i 195 metrów. Do domu wrócił z certyfikatem, medalem za uczestnictwo i poczuciem ogromnego szczęścia. Kolejny raz udało mu się pokonać własną słabość, przezwyciężyć wszelkie krytyczne chwile po drodze i zdobyć metę światowego biegu.

Mistyka maratonu

Atmosfera każdego maratonu jest niemal mistyczna. Uczestnicy biegną głównymi i najpiękniejszymi ulicami miast. Stojący obok ludzie wiwatują i zagrzewają do walki. Grają zespoły i orkiestry. - Nigdy nie zapomnę maratonu na przykład w Paryżu i szczególnej sceny, kiedy pod Łukiem Triumfalnym na Champs-Elysee biegło obok siebie trzydzieści tysięcy osób z całego świata - opowiada Wojtek, który jest nauczycielem wf-u w gimnazjum. W wolnym czasie trenuje. Biega codziennie. Pokonuje trasy w terenie w raciborskim Łężczoku. Regularnie ćwiczy też na specjalistycznym sprzęcie w rybnickiej siłowni SE-BI. Wzbudza tutaj niemałą sensację, gdyż na bieżni "wyciąga" prędkość około trzynastu kilometrów na godzinę! Ma ponad czterdzieści lat. - Nawet pięćdziesięciolatek może wygrać maraton, jeśli zacznie regularnie trenować - mówi skromnie Wojtek.

Zaczął biegać dziesięć lat temu. Zakładał chustkę na głowę, walkmana na uszy i biegł przez siebie. Niektórzy znacząco pukali się w czoło, inni go podziwiali. W końcu postawił sobie za cel start w maratonie. Jako pierwszy wybrał Wiedeń. - Pojechałem tam zupełnie sam na wypadek, gdybym padł przed metą. Lepiej, żeby nikt nie widział tej sromotnej porażki - wspomina dzisiaj ze śmiechem. Ze stolicy Austrii wrócił jednak w pełni chwały, z certyfikatem i medalem za uczestnictwo. Pierwszy sukces zachęcił go do dalszych przygotowań. Teraz na pamięć zna terminarz wszystkich największych maratonów, planuje je zaliczać po kilka w ciągu roku. Marzą mu się najpierw wszystkie europejskie stolice, a potem chciałby się wybrać za ocean, do Bostonu czy Nowego Jorku.

Lekcja pokory

- Ja dopiero zaczynam, a są znacznie lepsi ode mnie maratończycy, którzy w ciągu roku zaliczają po kilka takich imprez - zaznacza biegacz. Dodaje, że maraton uczy człowieka pokory wobec własnego organizmu i jednocześnie sumienności w trenowaniu. - Podczas biegu przychodzi kryzys za kryzysem, trzeba się zmierzyć z własną słabością - opowiada Wojtek Niedziałkowski. Idea tego sportu jest jednak taka, że każdy startuje w nim nie dla medalu, czy dla nagród, ale dla samego siebie.

Biegacz pochodzi z Mazur, na Śląsk przyjechał na studia i został tutaj na stałe. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Katowicach. Od niedawna mieszka wraz z rodziną w Nędzy. W tym roku chciałby wziąć udział jeszcze w kilku maratonach, ale nie traktuje tych planów ambicjonalnie. Bieganie to jego sposób na życie i zarazem hobby.

- Z pewnością lepsze to niż siedzenie przed telewizorem i zajadanie czipsów - mówi. Wiadomo już, że w maju wystartuje w maratonie praskim. Do stolicy Czech, podobnie jak do Rzymu, wybiera się również całą grupą podobnych pasjonatów. - Nasza ekipa jest jednak otwarta, czekamy na wszystkich chętnych. Zachęcamy do udziału w maratonie, jest to naprawdę wspaniałe przeżycie - dodaje. Sam z zapałem już trenuje przed kolejnym startem. A jego "apetyt" na maratony rośnie w miarę ćwiczenia.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto