Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Czesława wychowała setki raciborzan

Aleksander Król
Dawny Racibórz z Odrą, zamkiem i kawiarniami przypominał stary Przemyśl. Na chodzenie do Bałtyku i Tęczowej brakło czasu. O wyborze między Rybnikiem, Jastrzębiem, a Raciborzem opowiada Czesława Kordyaczny, prezes Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Raciborzu.

Dlaczego wybrała pani Racibórz, a nie na przykład Rybnik albo Jastrzębie? Jadąc na Śląsk z Przemyśla mogła Pani wybierać wśród wielu pięknych miast…

Mąż pracował na kopalni w Jastrzębiu, a mimo to wybraliśmy w 1978 roku Racibórz. Pamiętam, że zastanawialiśmy się też nad Żorami, ale jakoś bardziej spodobało nam się miasto nad Odrą. Chyba przypominało nam trochę Przemyśl, przez który płynie San. Poza tym w Raciborzu jest Zamek Piastowski i w Przemyślu także. W ogóle układ miasta wydawał mi się podobny. No i było tu tak zielono. Myślałam, że będę chodziła do tych pięknych kawiarni i do teatru. Cały czas porównywałam Racibórz z Przemyślem. Szukałam tych wspólnych punktów, żeby łatwiej się zaaklimatyzować, co nie było takie łatwe. To był okres, gdy już nic nie było w sklepach. Przyjechaliśmy tutaj nie mając żadnej rodziny. Nie mieliśmy babci, która mogłaby pomóc przy dzieciach. Mąż pracował na Borynii i dziennie dojeżdżał 50 kilometrów do Jastrzębia.
Wysoką cenę zapłacili Państwo za te podobieństwa Raciborza i Przemyśla. 50 kilometrów?
Nieraz się zastanawiam, czy dobrze wybraliśmy. Ale nie żałuję tego, że mieszkam w Raciborzu, choć przez wiele lat marzyłam o powrocie do Przemyśla. Byliśmy tu sami. Ale w bloku na Pomnikowej mieliśmy dobrych sąsiadów. To był taki okres, że zakupy trzeba było wystać - dlatego jeden dzień jedna sąsiadka była z dziećmi, a inne czekały w kolejce, a innym razem druga. Człowiek sobie jakoś radził. A teraz te pampersy, słoiczek z zupką się odkręci i już jest. Kiedyś tego nie było.

No, ale chodziła Pani do tych kawiarni - Tęczowej na Długiej, Raciborskiej na rynku albo kina Bałtyk, o którym marzyła po przyjeździe na Śląsk?
Bzdura. Dwójka dzieci, praca w szkole. Nie było na to czasu. Bardzo się myliłam, bo pierwszy raz poszłam do kina z uczniami, gdy już pracowałam w szkole. Racibórz w rzeczywistości zaczęłam poznawać na emeryturze. Te kawiarnie, teatry odwiedzam dopiero teraz. Ale nie żałuję, że mieszkam w Raciborzu. Oczywiście, nieraz tęskniłam za Przemyślem. Ale jak po urodzeniu dziecka mąż zawiózł mnie do mamy, po miesiącu chciałam już wracać na Śląsk, do Raciborza.

To był wówczas całkiem inny Racibórz?
Oj, całkiem. Tutaj, na Pomnikowej pojedyncze domy stały. Nie było jeszcze osiedla na Starowiejskiej. Tu chodziło się na spacery, buraki rosły. Strasznie pusto było. Pamiętam, że jak przyjechałam pierwszy raz i chciałam zobaczyć ten nasz blok, taksówkarz tak mnie obwoził po tym mieście, że wydawało mi się, że z dworca na Pomnikową jest wiele kilometrów. Potem przyszłam do spółdzielni mieszkaniowej załatwiać formalności, a że byłam w ciąży więc prosiłam, by mi taksówkę zamówiono, bo do dworca jest tyle kilometrów. Panie się uśmiały, bo to przecież blisko. Ale przez te puste pola i ogrody, tak się wydawało.

Przez wiele lat uczyła pani w szkole. Ilu raciborzan pani wychowała?
Pracowałam w Szkole Podstawowej nr 15 od czasu jej powstanie, czyli od 1983 roku. Tych dzieci było kiedyś strasznie dużo. Jak syn chodził do pierwszej klasy to on był w "klasie J", a wszystkie liczyły po 30 dzieci. Co trzy lata dostawało się nową klasę, a pracowałam przez 20 lat pracy. Ile tych maluszków się uczyło…

Z wielką pompą otwierano "piętnastkę"?
Była uroczystość, ale bardziej pamiętam te wszystkie przygotowania. Klasy były puste. Trzeba było przygotować tablice. Pamiętam, że był problem, bo dzieci było więcej niż planowano. Trzeba było te dzieci jeszcze "przetasowywać". Ławki donosić. Uczniów było tak wiele, że szkoła miała swoje filie po całym Racibo-rzu. A teraz dzieci brakuje.

Na emeryturze ma pani w końcu czas dla siebie. I nie traci go pani. Jest pani prezesem Uniwersytetu Trzeciego Wieku.
Pamiętam, jak raz spotkałam się z koleżanką w Przemyślu. Ona zaczęła narzekać na swoją teściową - jak to może być, że babcia chodzi na wykłady, zamiast dzieckiem się opiekować. Oburzenie nasze było wtedy straszne. [Śmiech] Jak to? Babie się w głowie przewróciło? Ale teraz wiem, że te wykłady wycieczki, warsztaty, to fantastyczna rzecz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto