Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kilkuset strażaków znów walczyło z ogniem w Kuźni Raciborskiej. Tym razem wygrali walkę z czasem

Robert Lewandowski
Robert Lewandowski
Na szczęście tym razem było to tylko ćwiczenia
Na szczęście tym razem było to tylko ćwiczenia Robert Lewandowski
- Pożar, pożar! Znów palą się lasy w Kuźni Raciborskiej - brzmiał jeden z komunikatów wysłanych do strażaków w regionie. Na miejsce udają się kolejne jednostki, nie tylko ze Śląska, ale i z innych części południowej Polski. Wszystko po to, by nie powtórzyła się historia sprzed 30 lat. Na drogach robi się głośno i czerwono od wozów strażackich. Wszystkie zmierzają w jednym kierunku. Nie wiadomo jak wygląda sytuacja tam w lesie. Po raz kolejny zaczyna się walka z czasem. Ale tym razem - na szczęście - to tylko scenariusz ćwiczeń. Największym w Polsce. 400 strażaków, 100 wozów.

Na miejsce ruszają nie tylko ratownicy, lecz także leśnicy. Kto, jak nie oni lepiej znają ten teren? Po takiej informacji, do Kuźni Raciborskiej ruszają także lokalni reporterzy. Jedziemy sprawdzić jak na miejscu wygląda sytuacja. Wreszcie po kilkudziesięciu minutach docieramy na teren lądowiska przeciwpożarowego, gdzie znajduje się sztab akcji. Dookoła nas samochody pożarnicze, sprzęt strażacki i kilka namiotów. W nich odpoczywają strażacy, którzy wrócili z lasu. Każde z miejsc jest odpowiednio opisane. Widać, że mimo trudnej akcji wszystko jest skoordynowane, działa jak należy.

Nad nami przelatuje właśnie Dromader - samolot gaśniczy, który po chwili zrzuca na teren leśny setki litrów wody. Przed nim jeszcze kilka kolejnych kursów. Ze sztabu w głąb lasu wyjeżdża część wozów, gdzie trwa walka najcięższa z ogniem. Zabieramy się ze strażakami jednym z samochodów. Po drodze mijamy kolejne wozy strażackie i okolicznych mieszkańców, którzy znów obawiają się co dzieje się w kuźniańskich lasach. Rowerzyści, którzy akurat przejeżdżali tą drogą reagują różnie. Niektórzy z nich przejeżdżają jakby nigdy nic, inni wyciągają telefony i robią zdjęcia. Część zastanawia się co tutaj się wydarzyło. Dopytują strażaków. Ci proszą ich, aby im nie przeszkadzali.

My przejeżdżamy dalej. Do pierwszego zarzewia pożaru mamy jeszcze kilka kilometrów. Jedziemy coraz bardziej wyboistą drogą. Mamy szczęście, że siedzimy w wozie strażackim, gdyż jadące za nami samochody osobowe innych reporterów z trudem radzą sobie z przejazdem przez ten leśny teren. Po drodze mijamy kolejnych strażaków, którzy właśnie pobierają wodę z jednego ze zbiorników retencyjnych. Przed nami kolejna przeszkoda, bo na drodze leżą węże strażackie, pompujące wodę. My jakoś przejedziemy, ale oni? Skręcamy w lewo i kierujemy się na miejsce pożaru. Po jednej ze stron widzimy ciągnące się w dal kolejne węże strażackie. Nie widać ich końca.

- Dlaczego te węże leżą wzdłuż drogi? - pyta jedna z osób.

- To magistrale wodne - odpowiada strażak. Mogą mieć nawet kilka kilometrów długości - dodaje.

Jedziemy dalej i wreszcie docieramy do miejsca, gdzie spotykamy strażaków walczących z ogniem. Obserwujemy ich jeszcze z daleka. Kilkanaście wozów strażackich i ratownicy, dla których liczy się każda chwila. Mimo wysokiej temperatury na zewnątrz, robią co mogą. Widać, że ich działania są skoordynowane. Podchodzimy bliżej. Jeden ze strażaków bierze dwa węże na barki i idzie pod wysoką górę. Ma spory kawałek do przejścia, na jego twarzy widać zmęczenie, ledwo dyszy. Ale widać też niesamowitą wolę walki. W pewnym momencie rzuca węże i biegnie jeszcze kawałek. Widzi kolegę strażaka, który leży przy drodze.

- Co się stało, co Ci jest? - pyta zdyszany strażak?

Ten leży ze strachem w oczach. Najprawdopodobniej coś go użądliło. Znów zaczyna się walka z czasem. Dla niego każda sekunda trwa jak wieczność. Strażak biegnie do dowódcy i informuje go o sytuacji. Ten przez radio wzywa służby ratunkowe.

- Ostra reakcja uczuleniowa. Potrzebny jest zespół ratownictwa medycznego na cito. Skrzyżowanie dróg 2 i 9. Potrzebna pomoc medyczna! - słyszymy w rozmowie przez radio jednego ze strażaków, który po chwili powtarzał ten sam komunikat.

Strażacy nie czekając na ratowników medycznych próbują ratować życie kolegi. Wśród nich są także przeszkoleni medycy. Podają mu leki.

- Oddech w okolicach 24, skóra blada. Leki zaczynają działać. Karetka nam nie dojedzie, musimy czekać na śmigłowiec - słyszymy od jednego ze strażaków.

- Za chwilę przyleci tu śmigłowiec. Musimy przetransportować go w bezpieczne miejsce, w pobliże lądowiska, które już zabezpieczają nasi ludzie - mówi inny.

Kilka osób przenosi kolegę w bezpieczne miejsce. Jest z nim zdecydowanie lepiej. My nie czekamy na śmigłowiec i udajemy się dalej, bo właśnie okazało się, że pożar przeniósł się w inne miejsce. To kilka kilometrów stąd. Sytuacja robi się coraz bardziej nerwowa.

Pożar przeniósł się w inną część lasu

Jedziemy przez jeszcze bardziej wyboiste drogi. Dziwi nas fakt, z jaką łatwością strażak tylko za pomocą mapy potrafi poruszać się leśnymi drogami. Są ich tu przecież setki. Strażak trzyma mapę w jednej ręce i kieruje wozem. Większość kierowców miałaby z tym spory problem, jadąc bez nawigacji. Ten strażak do nich nie należy. Kilkanaście minut i jesteśmy na miejscu. Mijamy jeszcze tory kolejowe i widzimy kolejne wozy strażackie. Tu akcja trwa już w najlepsze. Znów widzimy magistrale wodne, strażacy trzymają w rękach prądownice i podają wodę tam, gdzie widać ogień. Widać, że są przekonani o tym, że pożar za chwilę uda się opanować. Po chwili dołączają do nich kolejni. Jest głośno, choć komunikaty są wydawane zdecydowanie i jednoznacznie. Każdy wie co ma robić.

- Panowie mamy to już opanowane! - słyszymy w oddali.

Kilka jednostek poradziło sobie z ogniem w tym miejscu. To jednak nie koniec akcji, bo w innych częściach lasu nadal trwa walka z żywiołem. My wracamy na teren lądowiska. Po drodze mijamy jeszcze kolejne jednostki, które czerpią wodę ze zbiorników retencyjnych. Sporo z nich powstało po doświadczeniach z 1992 roku. Część strażaków napełnia baseny, z których dalej będą ciągnięte kolejne magistrale. Jesteśmy już na terenie sztabu. Tu znów widzimy kilku strażaków, którzy odpoczywają po wielogodzinnej akcji. Inni przygotowują się do wyjazdu w teren. Kolejnego dnia otrzymujemy komunikat, że w godzinach popołudniowych, strażacy zakończyli działania.

Tym razem to tylko ćwiczenia

W czwartek 1 września, strażacy opanowali pożar. Poradzili sobie także z wieloma innymi zadaniami, które pojawiły się podczas walki z ogniem. Na szczęście tym razem historia z 1992 roku nie powtórzyła się. Ogień szybko został opanowany. Choć były to tylko ćwiczenia, widać, że zarówno strażacy, jak i leśnicy wyciągnęli wiele wniosków z tamtych zdarzeń. Nie do porównania jest sprzęt, którym obecnie dysponują ratownicy. Widać koordynację działań i odpowiednie przygotowanie. Właśnie po to były dwudniowe ćwiczenia, w których w sumie wzięło udział ponad 400 strażaków i 100 jednostek straży pożarnej z kilku województw.

Na szczęście tym razem było to tylko ćwiczenia

Kilkuset strażaków znów walczyło z ogniem w Kuźni Raciborski...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto