Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bezdomność w czasach zarazy: to niewiarygodne, że w XXI wieku ludzie są głodni! Rozmowa z Dietmarem Brehmerem

Wiesław Bełz
Lucyna Nenow / Polska Press
Zjawisko bezdomności w Polsce dotyka ponad 30 tysięcy osób. Choć to niewiarygodne, w XXI wieku, w kraju należącym do Unii Europejskiej, ludzie są głodni. Głodni na tyle, że posiłek wydawany przez jadłodajnię przy Jagiellońskiej zjadają natychmiast, na ulicy. Dziennie w centrum Katowic przygotowywanych jest średnio 300 posiłków. Jest, lub raczej było - liczba ta wyraźnie wzrosła w związku z pandemią. Jak wygląda bezdomność w czasach zarazy oraz jakie są kulisy niesienia pomocy, opowiada założyciel inicjatywy - Dietmar Brehmer - w rozmowie z Wiesławem Bełzem.

Jedyna taka jadłodajnia

Wiesław Bełz: Ile posiłków dziennie wydajecie w ostatnim czasie?

Dietmar Brehmer: 400 lub więcej… Dzisiaj (15 kwietnia 2020) było dokładnie 415. Taką bazową liczbą jest 300. Dotyczy to osób z Katowic. Te pozostałe 100 stanowią osoby z okolicznych miejscowości.

Skąd ten przyrost?

Oczywiście to efekt pandemii. Okazało się, że w tych trudnych czasach nigdzie nie można zdobyć posiłku.



Na początku było to bardzo denerwujące, kiedy uświadamialiśmy sobie, że służby pomocy społecznej ościennych miast nie radzą sobie. Wygląda na to, że jesteśmy jedyną organizacją w okolicy, która serwuje posiłki w takiej ilości i dla wszystkich potrzebujących.

Kiedy pytam przyjezdnych, dlaczego przyjeżdżają do nas, otrzymuję odpowiedź, że w ich mieście nie ma możliwości uzyskania posiłku.

Apelowaliśmy do wojewody i w urzędzie marszałkowskim, zwracając uwagę na to, że trzeba coś z tym zrobić… pomyśleć, może pobudzić organizacje lokalne. Na razie efektów nie widać.

Marzenie bezdomnego

Czym są posiłki, które serwujecie?

Może mało kto w to uwierzy, ale są to posiłki absolutnie niezbędne. Podchodzimy do naszej misji bardzo poważnie.



Tygodniowo przywozimy około 600 kg wyrobów mięsnych, 40 kg warzyw, 1400 bochenków chleba. To nie jest już skala małej organizacji charytatywnej. To działalność niedużego przedsiębiorstwa gastronomicznego.

Wspominałeś mi kiedyś o tym, co jest marzeniem bezdomnego… Możesz przypomnieć ten epizod?

Tę historię opowiedział mi Dariusz Dyrda, dziennikarz z Tychów.

Rok temu podszedł do niego pewien ubogi człowiek i poprosił o datek. Darek dał mu 5 zł i wdał się w rozmowę. Zapytał filozoficznie: „A co pan potrzebowałby najbardziej?” Usłyszał: „Ciepły posiłek, ja od czasu do czasu muszę zjeść coś na ciepło”. Darek pojechał do domu i przywiózł temu panu ugotowane, ciepłe jaja.

Tyle mógł zrobić, tak z marszu. Wydaje mi się, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, co znaczy ten jeden posiłek – ciepły i kaloryczny, jak bardzo jest to ważne!

W XXI wieku ci ludzie są tak głodni!

Jak wygląda teraz wasza działalność? Jak zauważyłem, stołówka jest zamknięta, a obiady serwujecie w pojemnikach, przez okienko przy wejściu.

Tak, kupiliśmy na ten cel 12 tys. styropianowych naczyń (są dość drogie). To, co widzimy to to, że niektórzy nasi goście po otrzymaniu posiłku natychmiast go jedzą – tam, na ulicy. To brzmi niewiarygodnie – w XXI wieku ci ludzie są tak głodni![/sc]

Uważnie obserwuję wszystkich, którzy do nas przybywają, znam prawie każdą osobę. Ale niektórych widzę po raz pierwszy. Pytam wówczas, dlaczego ten ktoś dotarł do nas dopiero teraz, dlaczego nie wcześniej. Otrzymuję taką na przykład odpowiedź:

Ja, proszę pana, nigdy nie przyszedłem wcześniej, bo zawsze mogłem coś znaleźć, choćby na śmietniku. Ale teraz to niemożliwe, nie ma takiej możliwości.

Co zrobisz takiemu człowiekowi, popatrzysz na niego i co? Harakiri! To przecież woła o pomstę do nieba! To jest alarm! Może to, że dajemy potrzebującym 400 posiłków, to nie tak wiele. Ale równocześnie to bardzo dużo! Stanowczo za dużo!

Zbiórka na nowy kocioł

Co was skłoniło do tego, by skorzystać z formuły zbiórki publicznej?

Zadziałało kilka wektorów. Po pierwsze, mamy młody zespół, który jest nastawiony na nowoczesny styl i technikę pracy. Po drugie, w związku z pandemią, niespodziewanie pojawiła się potrzeba znacznego zwiększenia liczby posiłków. Po trzecie, no wiesz – ten nasz kocioł, otrzymany dwadzieścia lat temu w formie darowizny – już od dłuższego czasu działał niedobrze, mówiąc dosadnie: po prostu był… zepsuty. Wykorzystaliśmy więc okoliczności, by podjąć starania o nowy. Na starym, po prostu, już nie szło gotować!

Powiedz – tak szczerze – czy określając kwotę zbiórki na 30 tys. zł nie obawialiście się, że może być problem z jej uzbieraniem?

Oczywiście, że się obawiałem. Górnośląskie Towarzystwo Charytatywne działa już 31 lat, więc dobrze wiem, jak trudno jest zdobyć jakiekolwiek środki dla grupy społecznej, której pomagamy.

Osoby wykluczone, bezdomne, żyjące w skrajnej biedzie nie mają na Śląsku dobrego PR-u. Nie jest popularne, by angażować się w pomoc dla tych kręgów. Ale to się zmienia.

Na pewno uważnie obserwowałeś przebieg zbiórki. Czy można zauważyć jakieś tendencje?

Nie mamy jeszcze pełnej analizy, na pewno ją zrobimy, ale już w tej chwili można wyciągnąć pierwsze wnioski. Uderzyło mnie na przykład to, że uczestniczyło w niej aż 600 osób. To jest bardzo dużo! Prawdopodobnie wiele z nich to nasi (moi i ludzi z kręgu GTCh) znajomi oraz ci, którzy znają nas z Facebooka. Nie mam wątpliwości, że bez tego medium zbiórka w tym wymiarze by nie wypaliła.

Jakie były wpłaty? Czy zwróciliście uwagę, jakie przeważały? Jakie były największe, jakie dominujące?

To, z czego cieszymy się najbardziej, to z wpłat małych, takich po 10 zł. Przeważały jednak większe, po 50 zł, to one zbudowały ostateczną kwotę. Należy dodać, że były i wpłaty duże, największa wynosiła dwa i pół tysiąca. Nie mogę podawać nazwisk. Gdy dokonywane były wpłaty, kilkakrotnie pytałem czy mogę ujawnić tożsamość, większość zastrzegała jednak anonimowość.

Co zrobicie z uzbieranymi pieniędzmi?

No, uzbieraliśmy na kocioł! Ponieważ jednak mamy więcej środków, okazało się, że stać nas na coś jeszcze. Starczy jeszcze na patelnię gastronomiczną, taką 90-litrową, prawdopodobnie też na piec konwekcyjny. Za tydzień wszystko będzie już zainstalowane.

Wyznaczamy punkt ciężkości biedy tego miasta

Wasze Stowarzyszenie prowadzi działalność od 30 lat, możecie więc na problem biedy spoglądać z długiej perspektywy. A jak to wygląda z dystansu ostatnich 5-10 lat? Czy coś się zmieniło, czy coś się zmienia?

Zauważam pozytywną zmianę. Mamy wrażenie, że w obecnej sytuacji nastąpiło zbliżenie z władzami miasta. Mamy autentyczne zainteresowanie, po raz pierwszy w historii ktoś do nas przyszedł. A przecież my wyznaczamy punkt ciężkości biedy tego miasta. Ja wiem, że jej nikt nie chce widzieć, przecież to nic chlubnego, ale ona istnieje. Nie można udawać, że w Katowicach nie ma tych problemów!

Co do zmiany nastawienia mieszkańców okazuje się, że bardzo pomógł nam Facebook. To publikowanie zdjęć biednych ludzi. Oni w ten sposób wychodzą z niszy anonimowości, przestają być tylko… „kategorią”. Na początku publikacje tego rodzaju wywoływały konsternację. Jak to, pokazujecie twarze biednych ludzi, „z marginesu”, wykluczonych? Robicie im wielką krzywdę. Ale oni się na to zgadzali. Nie wstydzili się swego położenia. I to chyba po jakimś czasie spowodowało zmianę nastawienia, wzrost empatii społecznej.

Kto stoi za tą ogromną pracą? Jak wygląda wasz zespół?

Pracuje łącznie 15 osób. Część to wolontariusze – ci, którzy kiedyś sami byli bezdomnymi, więźniami po odsiadce. Myśmy im podali rękę, a oni zostali z nami – pracują teraz na rzecz innych potrzebujących. Ale jest jeszcze ekipa GTCh, nasz zespół pracowniczy. Składa się tylko z czterech osób. To niezwykle oddani i zaangażowani ludzie. To są kulisy tego, co robimy.


Dietmar Brehmer, regionalny działacz charytatywny jest założycielem pierwszej w Polsce pozarządowej, pozakościelnej organizacji charytatywnej. Jako jeden z pierwszych zainteresował się zjawiskiem bezdomności i wykluczenia społecznego. Działalność Brehmera jest nierozerwalnie związana z Górnośląskim Towarzystwem Charytatywnym, którego jest założycielem i wieloletnim prezesem. GTCh prowadzi w centrum Katowic, przy ul. Jagiellońskiej 19, znaną w Polsce jadłodajnię dla bezdomnych. Z posiłków tam wydawanych codziennie korzysta od 300 do 450 osób. W ciągu roku daje to sumę ponad 100 tysięcy posiłków. Całkowita ich liczba, od początku działalności, niedawno przekroczyła 1 milion!


Zobacz archiwalną rozmowę z Dietmarem Brehmerem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Bezdomność w czasach zarazy: to niewiarygodne, że w XXI wieku ludzie są głodni! Rozmowa z Dietmarem Brehmerem - Dziennik Zachodni

Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto