Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mój Racibórz - wspomnienia Uniwersytetu III Wieku. Adam Grzybowski o kolei i miłości do żużla

Aleksander Król
O dworcu PKP w Raciborzu i miłości do żużla opowiada Adam Grzybowski z Uniwersytetu III Wieku w Raciborzu.

Jak trafił pan na Śląsk, z którym związał całe swoje dorosłe życie?

Będąc młodzieńcem zawsze chciałem zostać żużlowcem. Jednocześnie w szkole średniej jeden z nauczycieli zawsze mówił nam o Politechnice Śląskiej, którą uważał że najlepszą w kraju. Dlatego ciągle siedział mi w głowie ten Śląsk, ROW Rybnik, Woryna, Wyglenda i inni najlepsi żużlowcy w Polsce. Dlatego z Bydgoszczy przyjechałem tutaj. Zacząłem studia na Wydziale Budownictwa i Architektury i podjąłem pracę na PKP w Rybniku. Ale musiałem zrezygnować ze sportu, bo wszystkich trzech rzeczy nie można było połączyć.

Mógłby Pan sporo powiedzieć o kolei w Raciborzu…

Tak, od początku lat 80-tych byłem odpowiedzialny
za stan dróg i mostów kolejowych na terenach raciborskich – Nędzy, Chałupek, Raciborza. W 1997 roku zostałem zastępcą naczelnika i wraz z żoną Danutą i rodziną zamieszkałem w Nędzy.

Został pan naczelnikiem w roku, gdy Racibórz zalała powódź. Kolej też mocno ucierpiała?

Wszystko, nasypy kolejowe - były porozmywane przez powódź. Najgorzej było na odcinku obok kanału Ulga między Raciborzem, a Markowicami. W niektórych miejscach tor wisiał tam w powietrzu. Zaangażowaliśmy wszystkie środki na odbudowę infrastruktury kolejowej w Raciborzu. Często ryzykowaliśmy wjeżdżając wagonami na porozmywane nasypy. Ale w bardzo krótkim czasie wszystko zostało odbudowane.

Poza dworcem…

To już nie moja działka i w sprawie dworca mogę wypowiadać się jedynie jako obserwator. Po powodzi brakowało wspólnej decyzji władz miasta i kolei, co dalej z dworcem. I tak jest do dziś. A pamiętam, jaki piękny to był obiekt. Pracując na terenie Rybnika w latach 70-tych byłem na otwarciu nowego dworca w Raciborzu. A pamiętam nawet stary dworzec w Raciborzu – przyjmując się do pracy – odbywając praktykę na Baborowie – przejeżdżałem tu często. Pod względem architektonicznym ten stary dworzec był piękny. Jego część przetrwała wojnę. Pamiętam, że patrząc od strony miasta na dworzec prowadziły wysokie schody. Wchodziło się jakby na piętro.
Potem na miejscu starego postawiono nowy. Był to wspaniały, na tamte czasy bardzo nowoczesny i w pełni zagospodarowany obiekt. Przed powodzią kasy były na dole – tam gdzie teraz jest sklep z motorami. Cały hol to były kasy, biuro odpraw, bagażu. Na piętrze znajdowała się restauracja. Tętniło wszystko życiem. Racibórz zawsze zajmował najwyższe miejsca – jako jeden z najładniejszych dworców w Polsce. Kasy przeniesiono na piętro dopiero po powodzi, bo parter był zalany. I tak zostało.

Zawsze współpraca miasta i kolei tak jak w przypadku dworca szła opornie?

Nie, wiele było pozytywnych przykładów. Na przykład sprawa zalewanych wiaduktów raciborskich. Ten na ulicy Piaskowej – tam zawsze stała woda. Kierowcy jeździli pod wiaduktem w wodzie. Dlatego Kolej podjęła dużą inwestycję – wybudowała tam przepompownię. I problem zniknął.

Spełnił Pan marzenie z młodości?
Częściowo. Przez dwie kadencje byłem radnym w Rybniku i wówczas otworzyło mi się okienko na żużel. Ale ten już wówczas podupadał. Kryzys sportu żużlowego i innych dyscyplin był spowodowany całkowitym załamaniem na rynku górnictwa. Górnictwo w jednej chwili zaprzestało sponsoringu. Te sukcesy rybnickie tylko i wyłącznie opierały się na górnictwie. Pieniądzach. Dzięki nim można było spełniać życzenia sprzętowe zawodników. Kupić najlepsze motory na świecie. A oni przychodzili na treningi od rana jak do pracy. Tylko w Rybniku tak było. Ale kopalnie się wycofały i ROW upadł.
Ja będąc radnym w 90 roku upomniałem się o żużel. Prezydent Makosz, powiedział, że jak się zaangażuję w to, to miasto będzie współpracować. Zostałem wiceprezesem ROW Rybnik, a potem pierwszym prezesem RKM Rybnik. Postawiliśmy na szkolenie młodzieży. Młodzi żużlowcy byli naszym majątkiem. I były sukcesy. Wystarczy podać nazwisko Chromika, świetnego żużlowca.

Czyli jednak spełnił pan marzenie…
Miałem szansę, usiąść na motorze, byłem w końcu prezesem. Była obstawa, trenerzy, lekarze, ale się nie odważyłem. Moje młodzieńcze marzenia się nie spełniły. Nigdy na motorze żużlowym nie siedziałem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto