Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łukasz Piszczek chce otworzyć szkółkę piłkarską w Goczałkowicach

Mateusz Demski
Łukasz Piszczek podczas lipcowej wizyty w Goczałkowicach - podczas obozu szkoleniowego zorganizowanego przez szkoleniowców z Dortmundu.
Łukasz Piszczek podczas lipcowej wizyty w Goczałkowicach - podczas obozu szkoleniowego zorganizowanego przez szkoleniowców z Dortmundu. K. Granda
W sesji Rady Gminy Goczałkowice-Zdrój niespodziewanie uczestniczył Łukasz Piszczek, reprezentant Polski w piłce nożnej, zawodnik Borussi Dortmund. Jego wizyta była nieprzypadkowa.

Łukasz Piszczek chce otworzyć szkółkę piłkarską w Goczałkowicach

W czasie środowej sesji Piszczek zaprezentował wstępny plan budowy akademii piłkarskiej, która miałaby mieścić się przy ul. Uzdrowiskowej 44 i być finansowana przez fundację jego imienia. Tuż obok znajduje się siedziba jego macierzystego klubu LKS Goczałkowice-Zdrój. Czy jednak inwestycja dojdzie do skutku?

- Na wczorajszym spotkaniu pan Łukasz podkreślał, że nowa szkółka w Goczałkowicach byłaby skierowana m.in. dzieci z naszej i okolicznych gmin. Jak wspominał on sam był wychowankiem naszego klubu i w pewnym momencie był zmuszony opuścić Goczałkowice i wyjechać do Zabrza. Nowy kompleks sportowy byłby zatem szansą na rozwój w rodzinnej miejscowości. Ale mimo determinacji pana Łukasza, nie możemy jeszcze mówić o szczegółach i konkretnych kwotach. Wciąż jesteśmy w fazie wstępnej, gdzie wszystko ewoluuje - mówi Gabriela Placha, wójt Goczałkowic-Zdrój.

- Do powstania akademii jest niezbędna baza sportowa, którą chcielibyśmy tutaj zbudować. Jestem w trakcie powoływania fundacji mojego imienia, która ten cel będzie realizować – mówił podczas sesji Łukasz Piszczek. - Mamy świadomość tego, że gmina nie jest wstanie współfinansować tej inwestycji. Całość finansowania będzie spoczywać na fundacji – zaznaczył.

Według pani wójt realizacja tak dużego projektu jest obłożona określonymi wymaganiami. Akademia piłkarska miałaby powstać na terenie uzdrowiska, co niesie ze sobą kolejne procedury. - W tym roku planowaliśmy remont boiska LKS-u, ale nawet nie myśleliśmy o jego całkowitej przebudowie i utworzeniu całego kompleksu z kilkoma boiskami. Jeśli projekt ma dojść do skutku to musimy przystąpić do sporządzenia zmian w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. To oczywiście może potrwać kilka miesięcy, ale zrobimy wszystko, żeby inwestycja doszła do skutku – podkreśla Placha.

Czytaj więcej:
Łukasz Piszczek, chłopak z Goczałkowic

Łukasz Piszczek: Mój dom jest w Goczałkowicach!
Rozmawiał Sebastian Staszewski

Gdzie dziś jest pana dom?
Zawsze będzie w Goczałkowicach.

A więc tam?
Żona pochodzi z Zabrza, tam się zresztą poznaliśmy. Do Zabrza wyjechałem jako dziecko. Miałem 14 lat, zamieszkałem w internacie Gwarka. W tym mieście mamy przyjaciół, mieszkanie. Dziś to nasze miejsce.

Sądziłem, że powie pan Dortmund.
W Dortmundzie mieszkam od siedmiu lat i czuję się tu znakomicie. Ale z Ewą podjęliśmy już decyzję, że po zakończeniu mojej kariery wrócimy do Polski.

Borussia to klub, w którym zakończy pan karierę?
Mam taką nadzieję. Chyba, że mnie pogonią! (śmiech) Robię wszystko, aby utrzymać poziom, który pozwoli mi na grę w Bundeslidze. Na razie zostaję w Dortmundzie do końca sezonu. I może jeszcze na dwa kolejne lata… A później? Nie wykluczam ewentualnej współpracy z BVB. Już po karierze.

A może zostanie pan „Prezesem” Łukaszem Piszczkiem, jak tytułują pana koledzy z Goczałkowic?
Jakiś pomysł na siebie już mam. Wiem, w którym kierunku to wszystko ma iść.

Trener?
Nie.

Menedżer?
Też nie. Mam grono zaufanych ludzi, którzy pomagają mi w tym, abym po karierze się nie nudził. Przyjaźnię się z Arturem Wichniarkiem, który opowiadał mi, jak trudno odnaleźć się w życiu po piłce. Dlatego pomagam klubowi, w którym zaczynałem - LKS Goczałkowice. Zajmuję się różnymi sprawami administracyjnymi. To pewnego rodzaju wprawka. Kilka lat temu nie wyobrażałem sobie samodzielnego ogarniania takich tematów. Ale zmieniłem się. Już nie dzwonię po pomoc, tylko sam staram się rozwiązywać kłopoty. Korzystam z możliwości nauki, bo wiem, że to będzie mój kapitał.

Ma pan wrażenie, że to, co najlepsze w pana karierze, już było?
Jestem dziś zdecydowanie innym zawodnikiem. Szczególnie innym, niż przed kontuzją biodra. Mam świadomość, że nie będę już grał tak, jak przed operacją. Przede wszystkim gram inaczej. Nie rozpaczam też nad sobą. To, co wydarzyło się po urazie, pozwoliło mi dojrzeć.

W jaki sposób?
Grając dobrze, przyzwyczajasz ludzi do wysokiego poziomu. Później przychodzi uraz; leczysz się, a kibice, i w sumie ty sam także, oczekujecie, że szybko wrócisz i znów będziesz mocny. A to przecież nierealne. Organizmu nie oszukasz. W 2013 r. zagrałem w finale Ligi Mistrzów. Chwilę później trafiłem na stół operacyjny. Wtedy wiele rzeczy mi uciekło. Ale podniosłem się, wróciłem. Odzyskałem miejsce w składzie Borussii nie dzięki nazwisku, ale dzięki pracy. Siedząc na ławce, dostrzegłem też wiele niuansów.

W rozmowach z panem często przewija się wątek wewnętrznej przemiany. Jak duży wpływ na to ma pana współpraca z psychologiem?
Od półtora roku pomaga mi Kamil Wódka. Był okres, gdy naprawdę miałem dość piłki nożnej. Przez wiele lat nazbierała się we mnie masa złych myśli, frustracji, których nie potrafiłem z siebie wyrzucić. Kamil pomógł mi z tego wyjść. Pokazał mi techniki, dzięki którym w końcu ulżyło mojej głowie.

Lucien Favre - to człowiek, któremu w piłce zawdzięcza pan najwięcej?
Od każdego trenera coś dostałem. Ale bez dwóch zdań to Favre był pierwszym człowiekiem, który wymyślił Piszczka na prawej obronie. Ja wtedy nie dopuszczałem do siebie myśli, że to może wypalić. Ale zostałem postawiony przed faktem dokonanym. Kiedy pojawił się temat transferu z Herthy do Bo-russii, trener Klopp jasno dał mi do zrozumienia, że widzi mnie w defensywie. Znał moje rozterki, coś wspominał o ewentualnej grze w pomocy, ale sam musiałem zdecydować. I postawiłem na tę prawą obronę. To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Nie byłoby jej bez trenera Favre.

Miał pan potencjał, aby być tak dobrym pomocnikiem, jak obrońcą?
Nie, zdecydowanie nie…

Brakowało umiejętności?
W juniorach byłem…

Kozakiem?
Mógłbym tak powiedzieć, choć skromność mi nie pozwala. Na piłkę seniorską się to jednak nie przełożyło. W Goczałkowicach po boisku biegali „starzy”. Ja byłem młody, czasem dobierali mnie do składu i pozwalali pograć. Ale na obronie. I już tamci piłkarze mówili, że chcieli mnie w drużynie, bo dawałem z tyłu spokój. Widocznie coś z obrońcy było we mnie już wtedy.

Pana tata Kazimierz opowiadał mi, że przeszedł pan identyczną drogę, co on - od napastnika do obrońcy. Może dostał pan to w genach?
Tata grał w napadzie, zdobywał dużo bramek, ale z wiekiem zaczął cofać się do tyłu. Pamiętam mecz w którym nasz LKS przegrywał. Tata, jako stoper, ruszył do przodu, strzelił gola. Uderzył lewą nogą, trafił w samo okienko! To zabawne, że ojciec i syn przebyli podobną ścieżkę. Dlatego po zakończeniu kariery może też pogram w LKS-ie? Tak dla przyjemności.

W świecie futbolu przyjaźń to coś wyjątkowego?
Różnie z tym bywa. Na kadrze na przykład kumplują się ze sobą Kamilowie, Glik i Grosicki. Często jednak przyjaźń, czy koleżeństwo, przegrywa z próbą czasu bądź odległości. My z Kubą Błaszczykowskim spotkaliśmy się w Zabrzu, choć wtedy byliśmy tylko kolegami. Przyjaźń zrodziła się dopiero w Niemczech. Spędziliśmy razem dużo czasu, poznaliśmy się nawzajem. A to, że Kuba gra w Wolfsburgu niczego nie zmieniło i nie zmienia.

Jak określiłby pan swoje relacje z Robertem Lewandowskim?
Bardzo poprawne.

Polepszyły się w ostatnim roku?
Nigdy nie było między nami zatargów. Raczej niedomówienia. Każdy z nas obrał sobie swoją drogę i tyle. Dziś moje kontakty z Robertem są dobre. Bardzo szanuję to, co osiągnął w sporcie i poza nim. Długo w Polsce nie będzie piłkarza, który zrobi tyle, co Robert i do tego na takim poziomie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pszczyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto