18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na Świński Rynek szło się z kocem pod pachą

Aleksander Król
O majówkach na Świńskim Rynku, kąpielach w stawie, który znajdował się tam, gdzie dziś stoi market w Oborze i o tym, że nie można było kupić ołówków w Raciborzu, opowiada Krystyna Strojna z Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Raciborzu.

Do Raciborza wspólnie z mężem Czesławem przyjechała pani w 1957 roku. Zderzenie z poniemieckim miastem musiało wywrzeć wielkie wrażenie na kimś, kto wychował się na wsi pod Lwowem na Ukrainie…

…a jeszcze wcześniej we Francji. Moi rodzice pojechali do Francji, żeby zarabiać i przez wiele lat wysyłali pieniądze do dziadków, którzy kupili dla nas dom na Wołyniu. Chcieli założyć tam gospodarkę. Ale gdy w 1947 roku wracaliśmy do Polski , tu już jej nie zastaliśmy. Niby ludzie rozmawiali po polsku, ale granica była już cofnięta. Przyjechaliśmy na Ukrainę, do ZSRR. W Kowlu, do którego przyjechaliśmy w czystych bydlęcych wagonach - dla dzieci, a było nas sześcioro to była atrakcja - ojciec poszedł do miasta, bo służył tu kiedyś w wojsku. Spotkał tam kolegę, który powiedział mu, żeby nie przyznawał się, że ma jakiś majątek, bo wywiozą na Sybir. Więc się nie przyznał i zamieszkaliśmy u dziadka. Co rodzice wtedy musieli przeżywać - było nas sześcioro - najmłodszy miał 5 lat , a najstarszy 17. Brat poszedł na kurs traktorzysty, a ja na służbę do przewodniczącego powiatowej rady narodowej. Opiekunką dzieci byłam i nauczyłam się doić krowy, sprzątać - ale to nie było dla mnie. Koleżanka, która pracowała w mleczarni w Samborze, ściągnęła mnie do siebie.

Już na Ukrainie opiekowała się pani dziećmi, może dlatego wiele lat później pracowała pani w raciborskich przedszkolach…

W Biskowicach (powiat Sambor, województwo lwowskie) uczyłam też w szkole. Najpierw namówili mnie do wstąpienia do Komsomołu - choć bałam się trochę, bo mówiono, że każą tam deptać krzyż i wyrzekać się wiary. Ale na szczęście nie była to prawda. Powiedziano mi tam: Ty mówisz po francusku, a my nie mamy nauczyciela języka i tak zaczęłam uczyć w szkole. Byłam najmłodsza, więc zostałam także przewodnikiem drużyny pionierskiej. Odesłano mnie do szkoły do Lwowa, gdzie prowadziłam kurs komunistycznej partii, tu poznałam męża. Ale nauczyciel do kościoła chodzić nie mógł. Jedna z koleżanek, poszła zobaczyć do cerkwi ślub i natychmiast ją wyrzucili.

Jak trafili państwo do Raciborza?

W odwiedziny na Ukrainę przyjechał do nas brat męża, który mieszkał w Raciborzu. Powiedział, że tu nie możemy mieszkać i zaraz po powrocie do Raciborza wysłał nam zaproszenie. To u niego zamieszkaliśmy zaraz po przyjeździe - w mieszkaniu na Nowomiejskiej. Było oryginalnie, ja byłam w ciąży, bratowa też. Cała rodzina w jednym miejscu. Ale tylko miesiąc mieszkaliśmy na Nowomiejskiej, bo dostaliśmy mieszkanie. Zaproponowali trzy mieszkania - wybraliśmy dom na ul. Drzymały 17. Teraz płakać się chce, jak widzimy, jak ten dom niszczeje. Tam mieszkaliśmy 10 lat, po czym dostaliśmy mieszkanie w bloku na Waryńskiego, gdzie żyjemy już ponad 50 lat.

Na początku pewnie wyglądało tu zupełnie inaczej?

Jak mieszkaliśmy na Drzymały, można było obserwować dworzec Kolejowy. Racibórz był zburzony. Wówczas odgruzowanie się zaczęło. Od ul. Eichendorffa, tu, gdzie mieszkamy - były tylko ogrody. Tu chodziło się kiedyś na spacer. Dopiero potem zaczęli budować tu bloki - nazwali to potem Nowe Zagrody.

To tu, gdzie dziś stoi państwa dom, chodziło się kiedyś na Majówkę?

Tak, właśnie tutaj, gdzie się kończy ulica był świński rynek. Brało się koc, dzieci biegały. Panowie grali w piłkę nożną. To wszystko było trawą porośnięte. Teraz to wszystko zabudowane i na koniec jeszcze Tesco postawili. Nasz basen na ulicy Bema był bardzo fajny, blisko tam było. Kiedyś dzieci koc pod pachę zabierały i szły się kąpać. Weekendy się tu na Bema spędzało, albo pod Oborę jeździło. Tam był staw, w którym ryby hodowano. Pamiętam, jak utopił się tam syn nauczycielki z Brzezia, który pływał na materacu. Pamiętam też, że jak wiatr wiał od strony Brzezia, przypływały jakieś odpady z rzeźni, którymi karmiono ryby, flaki na brzeg wypływały, a dzieci się kąpały.

Pan Czesław pracował w Kolejowych Zakładach Maszyn i Sprzętu Kolejowego, jako ślusarz. Pani wychowała tysiące młodych raciborzan…

Przez 31 lat pracowałam w raciborskich przedszkolach, a także w Studium Nauczycielskim w Raciborzu. Wychowywałam dzieci w Przedszkolu nr 10 na Solnej, potem w "14", a w "15" miałam gabinet, jako wizytator metodyczny, a potem pracowałam w przedszkolu "rafakowskim", gdzie byłam kierowniczką. Dawniej trudno było o pomoce naukowe.
Dziś wszystko jest gotowe, radio, telewizja, komputer. Dawniej kartek i ołówków nie można było zdobyć w Raciborzu. Po ołówki do Opola się jeździło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto