Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mój Racibórz wspomnienia Danuty Synowskiej z UTW: Ulicę Waryńskiego nazywali kiedyś Placem Oficerów

Aleksander Król
Widok na ulicę Opawską. Kościół NSPJ. Z przodu bar klepka.
Widok na ulicę Opawską. Kościół NSPJ. Z przodu bar klepka.
O jednostce wojskowej pod Raciborzem opowiada Danuta Synowska z Uniwersytetu III Wieku w Raciborzu

Pochodzi Pani spod Krakowa. Przyjechała Pani do Raciborza, bo mąż - żołnierz dostał rozkaz?

Raczej propozycję do służby nadterminowej wojskowej z możliwością uzyskania mieszkania. W 1961 roku, zaraz po ślubie nie mieliśmy gdzie mieszkać, więc ucieszyliśmy się bardzo. Najpierw myśleliśmy, że chodzi o Chorzów. Potem okazało się, że o Kornowac. Tam była kompania radiotechniczna obrony powietrznej kraju. Tam były radary - pilnowaliśmy granic powietrznych. Ta jednostka była połączona z lotniskiem wojskowym w Mierzęcicach. Gdy obcy samolot przekroczył granice kraju, to od razu nadawali, podawali namiary do Chorzowa. Jak to był przybłęda to z Mierzęcic wysyłali parę samolotów, by go cofnąć, a gdyby nie chciał się usunąć... No to wtedy - to było tajne, ale w Kuźni była jednostka - "rakietówka". Oczywiście nie byłam wtajemniczana.

Jak żyło się na terenie jednostki wojskowej?

Człowiek miał 22 lata - to życie było piękne. Przyjechałam do Kornowaca w 1963 r. Córka miała roczek, a po roku urodził się nam syn. Jednostka, która znajdowała się między Kornowacem, a Kobylą, przy ul. Wojska Polskiego składała się z trzech budynków - dwóch dla kadry, jeden to były koszary i stołówka. Teraz na koszarach rosną brzózki jak moja ręka. Jeździliśmy do Rydułtów do domu kultury z kopalni na zabawy. Do Raciborza gazikiem jeździliśmy na zakupy i do kina Bałtyk. Paliwo trzeba było oszczędzać, ale dowódca wypożyczał auto. Zajmowałam się sprawami kulturalnymi, dzieciom próbowaliśmy jakoś zorganizować czas. Mieliśmy też kantynę wojskową. Na początku nie było w niej mięsa. Wykłócałam się o nie. Napisałam pismo do batalionu w Radzionkowie. I podpisała się tylko jedna pani, bo inne się bały. Była afera. Przyjechali z Radzionkowa i pytali, czy chcę tu jakąś zarazę sprowadzić. Mówili, że nie ma warunków, ale potem gdy mięsa w sklepach nie było, nasza kantyna je miała.

Dlaczego przenieśliście się do Raciborza?
Gospodarze skarżyli się, że radary negatywnie wpływają na ludzi i zwierzęta. Dlatego robili jakieś badania i stwierdzili, że chyba coś w tym jest, dlatego postanowili nas przenieść. I zaproponowali nam mieszkanie albo w Raciborzu albo w Rybniku. Wybraliśmy Racibórz, bo byliśmy bardziej związani z tym miastem. W 1971 roku przenieśliśmy się do mieszkania na ul. Waryńskiego. Jedna klatka należała do jednostki w Kornowacu, a druga do WOP. Sami wojskowi.
Jak się jechało do nas taksówką to nazywali to miejsce nawet Plac Oficerów. Pamiętam, że jak przyjechaliśmy na Waryńskiego to mnóstwo koni tu było. Znajdował się tu bar Klepka, przy barze był płot, do którego je wiązano. Tu było targowisko. Jeszcze pamiętam jak świnie sprzedawali. Zresztą przyjeżdżaliśmy tu jeszcze wówczas, gdy mieszkaliśmy w Kornowacu. Jeździło się po pszenicę, bo hodowaliśmy kury, a nawet świnię. Żołnierze przynosili zlewki, które dawało się świni. Potem tę świnię sprzedaliśmy i kupili futra z królików.

Na Waryńskiego o hodowli trzeba było zapomnieć. Gdzie Pani pracowała?

Skończyłam technikum ekonomiczno-kolejowe w Krakowie, dlatego najpierw szukałam pracy na kolei, ale nie było miejsca. Po sąsiedzku był Polmozbyt - z częściami zamiennymi do samochodów ciężarowych - duża składnica znajdowała się na ulicy Kościuszki. Tysiące części do różnych marek: tatra, kamaz, gaz, avia. Rozładowywaliśmy kilka wagonów dziennie. To był wielki zakład. Tylko trzy takie składnice były w Polsce - Złotoryja , Solec Kujawski i Racibórz. Mieliśmy większe płace, niż w innych zakładach w Raciborzu. Przepracowałam 25 lat, większość na stanowisku głównej księgowej. Bardzo się starałam, bo miałam tylko średnie wykształcenia. W końcu w 1997 r. przeszłam na emeryturę.

Mąż Bronisław odszedł na emeryturę klika lat wcześniej. Syn poszedł w jego ślady?
Owszem, zresztą nie tylko on zapałał miłością do wojska.
Dzieci wychowały się w jednostce, cały czas między żołnierzami. Córka myślała o biologii. Pojechałam z nią do wyższej szkoły pedagogicznej, zobaczyła, że jest tam przysposobienie obronne i nie chciała już na biologię. Do dziś pracuje w Zespole Szkół Zawodowych i uczy przysposobienia. A syn wybrał sobie straż graniczną. Pierwszy rok był we Wrocławiu, a potem w Kętrzynie. I tam poznał dziewczynę, z którą się ożenił.
ROZMAWIAŁ: A. KRÓL

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto