Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mój Racibórz - Leon Wachowski z UTW: Chciałem zbudować miasteczko sportowe

Aleksander Król
O dawnym Raciborzu, budowie stadionu lekkoatletycznego i tajemnicach naszego miasta opowiada Leon Wachowski, były kierownik Miejskiego Ośrodka Sportu Turystyki i Wypoczynku, student UTW.

Jest Pan przewodnikiem PTTK-u. Czy oprowadza Pan wycieczki po miejscach, które budował w Raciborzu? Pokazuje Pan turystom np. stadion miejski?

Dziś wygląda on zupełnie inaczej, niż w 1972 roku, gdy jako kierownik Miejskiego Ośrodka Sportu Turystyki i Wypoczynku w Raciborzu, oddawałem go do użytku. To była wielka impreza. Z tej okazji odbył się międzynarodowy mecz w piłce w rugby pomiędzy Polską, a NRD. Na naszym stadionie kończył się też etap wyścigu kolarskiego dookoła Polski. To był wspaniały stadion lekkoatletyczny, który w dniu otwarcia pomieścił 50 tys. osób. Bramki były rozbierane, gdy odbywały się zawody rzutu oszczepem. Były siatki do rzutu młotem, rzut kulą, skok wzwyż i w dal. Można było rozgrywać bieg z przeszkodami. Obiekt jest pełnowymiarowy, ma 100 metrów. To był kiedyś stadion lekkoatletyczny, którego nie zdołano utrzymać. Turystom zawsze mówię o dębach, które rosną dookoła stadionu - stanowiły naturalny filtr, dla zatrutego powietrza w przemysłowym mieście. Istniało tu kiedyś mnóstwo zakładów.

W tamtych czasach odbywało się wiele imprez rekreacyjnych w Raciborzu…

Miałem wówczas wspaniałego kierownika działu sportu Jurka Horodyskiego, który organizował 250 imprez różnego typu w ciągu roku. Ciągle coś się działo. Nawet za dużo, bo była za mała obsada dla tak dużej ilości imprez. W MOSTiW pracowało kilka osób, które miały pod opieką wiele zadań - m.in. ośrodek na Bema i Szymocice. Pod MOSTiW podlegała też restauracja w Oborze, tam urządzaliśmy imprezy. Aleksander Czeski jest autorem sarenki z panią na elewacji tego budynku. To było kiedyś wspaniałe miejsce, nawet kemping tu był, ale domki były stale niszczone. W końcu trzeba było to zlikwidować. Za to rozpocząłem budowę innego kempingu w Oborze, który istnieje do dziś. Doprowadziłem wodę, zrobiłem ogrodzenie. Ale basen powstał tam wiele lat później. A budowa tego ośrodka nie była łatwa, bo w tamtych czasach brakowało materiałów i siły przerobowej. Właśnie dlatego nie udało się stworzyć miasteczka sportowego przy stadionie miejskim na Zamkowej. Wszystko było już zaprojektowane - hala i inne obiekty. Nawet pieniądze były, ale ludzi brakowało.

Takich niezrealizowanych pomysłów było więcej?

Oj tak. Jako kierownik MOSTiW byłem konkurentem w stosunku do Spółdzielni "Raciborzanka", bo chciałem objąć wieżę ciśnień na siedzibę dużego ośrodka MOSTiW-u. Tam było wiele powierzchni do wykorzystania, w których biura zrobiło sobie potem Mieszko, które jest kontynuatorem "Raciborzanki". W wieży ciśnień wyrąbano baseny, które nigdy nie były używane. Bo charakterystyczna wieża ciśnień, górująca nad miastem nigdy nie zasilała w wodę mieszkańców Raciborza. Bo jak puszczono stamtąd wodę, nie zdołano wyregulować ciśnienia i stare rury pękały. Dlatego korzystano ze starej wieży przy wodociągach , która jeszcze istnieje.

Nie zawsze konkurował pan z "Raciborzanką". To było pana miejsce pracy…

W 1967 roku objąłem posadę głównego technologa w Spółdzielni Inwalidów Raciborzanka. Wówczas prowadziła ona 5 branż - odzieżową, uszlachetniania skór, szycie rękawic i odzieży ochronnej, drzewną i spożywczą. Budowano wtedy "Rametę". Jestem członkiem założycielem tego zakładu.

Od 1976 roku jest pan także przewodnikiem PTTK-u. Pan doskonale wie, jak zmieniał się Racibórz. Czego już dziś nie ma w naszym mieście, co dawniej pokazywał Pan turystom?

Przy kolumnie maryjnej na rynku nie ma już źródełka. Legenda mówi o tym, że kto z niego pił, był uzdrawiany. Nie dopadła go zaraza, z której powodu zmarła kiedyś połowa mieszkańców Raciborza. Zresztą bardzo zmienił się nasz rynek. Pamiętam, jak dawniej wjeżdżały tu autobusy. Pamiętam, jak raz zapadł się chodnik między kościołem św. Jakuba a WNMP, na całej długości pierzei wschodniej. Powstało wielkie zapadlisko, które służby miejskie musiały wypełnić. Okazało się, że w tym miejscu był tunel. Zresztą tu jest masa tuneli. Racibórz może mieć trasę podziemną, bo w rynku znajdują się piwnice, na dwa piętra. Mało kto wie, co wydarzyło się, jak budowano pomnik arcybiskupa Józefa Gawliny. Odsunięto wówczas korytarz, biegnący od kościoła Jakuba, tak wielki, że mogła mała półciężarówka przejechać.

Legenda o tunelu pod Odrą jest prawdziwa?
Żyją jeszcze ludzie, którzy po 1945 roku wchodzili z zamku do tunelu i podchodzili do Odry. Teraz będą ten tunel odkrywali. Piwnice służyły do składowania towarów. W średniowieczu było to miasto handlowe. Zresztą później też - w okresie międzywojennym tysiące barek pływały po Odrze. Są takie pocztówki, gdzie widać, jak barka przy barce stoją.

Jakie tajemnice Raciborza zdradza Pan jeszcze turystom?
Jest ich sporo. Także z okresu II wojny światowej. Racibórz był wówczas twierdzą wojskową. Na Ostrogu jeszcze w latach 60 i 70 były resztki zapór czołgowych. Od tej strony Rosjanie nie mieli szans przejść. W połowie lutego była bitwa na Lukasynie, gdzie Rosjanie poszli na niemieckie czołgi z automatami. Zginęło ich wielu i nie wiadomo, gdzie zostali pochowani.
Na pewno nie na cmentarzu żołnierzy radzieckich, gdzie chowano poległych w kwietniu, maju i czerwcu. A nie ma tych, którzy zginęli w styczniu, lutym i marcu jak front podszedł.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto