W maju 1989 roku, podobnie jak w maju 1996 tragedię poprzedził sukces. 24 maja na wierzchołku najwyższej góry świata stanął debiutujący na himalajskich wyprawach Andrzej Marciniak i Eugeniusz Chrobak, jeden z najbardziej doświadczonych polskich himalaistów. Naprzeciw schodzącym w dół zdobywcom wyszła czwórka kolegów: Mirosław „Falco” Dąsal, Andrzej „Zyga” Heinrich, Mirosław Gardzielewski i Wacław Otręba. Cała grupa spotkała się w obozie I, w rejonie przełęczy Lho La (nieco ponad 6000 m. n.p.m.). Do bazy było już niedaleko, pozostawało jeszcze tylko przejść grań Khumbutse i można już by było rozpoczynać zejście. Tyle, że wcześniej nastąpiło załamanie pogody. Nadciągnął monsun, a wraz z nich obfite opady śniegu. To właśnie one doprowadziły do tragedii. 27 maja podczas podchodzenia na Khumbutse cały polski zespół zmiotła lawina – przeżyli ją tylko Marciniak i ciężko ranny Chrobak. Ten drugi zmarł jednak kilka godzin później. Andrzej Marciniak został sam na śnieżnym pustkowiu. I nie miał co liczyć na to, że ktoś z bazy wyjdzie do niego z pomocą. Zalegające po ostatnich opadach masy śniegu sprawiały, że zespół ratunkowy mógł sam podzielić los tych, którzy zginęli.
Jeśli Marciniak miał przeżyć, trzeba było do niego dotrzeć w inny sposób. Tylko jak? I kto miał się tym zająć? Janusz Majer, kierownik wyprawy na Everest wiedział, że w Katmandu przebywa Artur Hajzer. Niespełna 27-letni alpinista balował (jak sam to później określał) w stolicy Nepalu po nieudanej próbie pokonania południowej ściany Lhotse. Wiadomość o tragedii zastała go w środku nocy z 27 na 28 maja. Rozpoczęła się dramatyczna walka z czasem.
Przeczytaj cały materiał na stronie slaskplus.pl -TUTAJ
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?